Maryla Rodowicz od lat pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci polskiej sceny muzycznej. Artystka, mimo rozwodu i życia w pojedynkę, nie traci energii ani charakterystycznej szczerości, z którą mówi o związkach i uczuciach. W rozmowie z Wiktorem Krajewskim podzieliła się refleksjami na temat miłości i wspomnieniami z przeszłości.
Rodowicz podkreśla, że miłość istnieje i że sama wielokrotnie jej doświadczała, choć często towarzyszyły temu trudne emocje – rozczarowania, oczekiwanie i łzy. Wspomina, że zdarzało się jej zakochiwać w mężczyznach wymagających lub niedostępnych. Jeden z nich obiecał zadzwonić nazajutrz, a odezwał się dopiero rok później, kiedy ona przez cały ten czas czekała na telefon. Piosenkarka przyznaje, że najczęściej to ona decydowała o zakończeniu relacji, gdy czuła zmęczenie. Podkreśla przy tym, że szczególnie trudne były sytuacje, gdy w związku pojawiały się dzieci – zawsze oznaczało to komplikacje i ból.
Obecnie gwiazda otwarcie przyznaje, że nie szuka nowych romansów. Ważniejsze są dla niej spokój i niezależność. Choć jej syn Andriej zachęca ją do częstszych spotkań towarzyskich i wyjść, Rodowicz nie ukrywa, że woli ciszę i życie na własnych zasadach.
Szczególne miejsce w jej wspomnieniach zajmuje reżyser Krzysztof Jasiński. Piosenkarka przypomina okres pracy nad „Szalona lokomotywą” w Krakowie u boku Marka Grechuty i Jerzego Stuhra, a także atmosferę tamtych miesięcy spędzonych w mieście. Opowiada również o zakupie czerwonego Porsche od Wacława Kisielewskiego, które – choć stare – dawało jej wiele radości. Wspomina również wyjazdy na Mazury, które uważała za wyjątkowe zaproszenie od Jasińskiego.
Rodowicz przywołuje także symboliczny sen, w którym łowiła ryby z pomostu, a każdy rzut sieci kończył się połowem. Jak sama zauważa, może był to dobry znak i zapowiedź, że los ma jej jeszcze coś do ofiarowania.
Artystka podkreśla, że nie żałuje żadnego etapu swojego życia i choć dziś nie poszukuje burzliwych uczuć, pozostaje otwarta na to, co jeszcze może przynieść przyszłość.